Dziś w alfabecie litera "G".Chciałabym tu przypomnieć prawdziwego wirtuoza gitary. Człowiek, który potrafił z niej wykrzesać niepowtarzalny dźwięk i emocje. Gdy słucham jego utworów, a szczególnie jego gitarowych solówek mam gęsią skórkę.
Urodził się w 1952 r. w Belfaście. Fascynował się takimi personami jak The Beatles, The Shadows, Jimi Hendrix. Zaistniał jako gitarzysta irlandzkiej grupy Skid Row. Tam zauważył go jeden z jego idoli, Peter Green i pomógł w podpisaniu kontraktu z dużą wytwórnią płytową. Współpracował także z zespołem Thin Lizzy.
Karierę solową rozpoczął w 1973 r. W latach 1973 - 1980 wydał siedem albumów w stylu bluesowym. Potem ukierunkował się w stronę hard rocka i soft metalu, ale na szczęście w 1990 powrócił do korzeni i nagrał jeden z kultowych i najbardziej znanych albumów, Still Got the Blues. Próbował potem eksperymentować z nowymi brzmieniami, lecz fani nie byli z tego powodu zadowoleni. Pozostał, więc wierny swojej muzyce aż do śmierci. Moore zmarł 6 lutego 2011, podczas pobytu na wakacjach w Hiszpanii.
Ciekawostki
- W listopadzie 2009 zagrał koncert w Warszawie.
- Gary Moore pisał lewą rękę, a na gitarze grał już prawą.
- Ozzy Osbourne chciał, aby na albumie Blizzard Of Ozz na gitarze zagrał Gary Moore.
Moore jest znany przede wszystkim z jednego kawałka Still Got the Blues, ale dziś chcę Wam jeszcze pokazać takie utwory jak The Loner, Parisienne Walkways oraz Walking By Myself. Serdecznie zapraszam do odsłuchania jego wszystkich utworów poniżej, naprawdę warto. Dla mnie zasługuje na porządną 10, a może nawet i więcej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz