Pierwsza myśl po koncercie JT? Czemu nie kupiłam lepszych
miejsc... Mianowicie z perspektywy mojego krzesełka na górnych trybunach (nie
jak większości recenzentów na Golden Circle) Justin był wielkości mrówki. Do
tego główne, największe telebimy nie były włączone, a tylko rzecz jasna te mniejsze
przy scenie (tak jakby tam było mało widać). Miejsce ograniczało mi również
wrażenia dźwiękowe, bo było zwyczajnie za cicho, od czasu do czasu łupały basy,
nawet wokal trudno było dosłyszeć, a fale odbijały się, tworząc pogłosy. PGE
Arena robi wrażenie architektonicznie i logistycznie - wspaniała. Jednak nie
spełniła swojej zasadniczej roli. Chociaż może to nie wina konstrukcji areny, a
organizatorów, którzy odpowiadali za nagłośnienie. Scena ponoć na prośbę Justina miała być prosta, bez wybiegu i gondoli, która umożliwiałaby zobaczenie idola z bliska.
No ale przejdźmy do początku. Pod względem organizacji wokół areny i na niej oraz ogólnego bezpieczeństwa trzeba przyznać, że było wzorowo, dlatego spodziewałam się profesjonalizmu w dalszej części show. Jednak dźwiękowcy i kamerzyści nie okazali się tak dopracowanym aspektem.Kiedy przyszedł czas na support... no cóż, podejrzewam, że to znajomy Justina, który szukał pracy. Może to trochę za brutalne stwierdzenie, ale DJ Freestyle Steve popisał się tylko tym, że puszczał jakieś znane kawałki, z lekka je podrasowując. Jednym słowem - bez fajerwerków. Tradycyjnie dla Timberlake'a show rozpoczął utwór Franka Sinatry "My Way".
No ale przejdźmy do początku. Pod względem organizacji wokół areny i na niej oraz ogólnego bezpieczeństwa trzeba przyznać, że było wzorowo, dlatego spodziewałam się profesjonalizmu w dalszej części show. Jednak dźwiękowcy i kamerzyści nie okazali się tak dopracowanym aspektem.Kiedy przyszedł czas na support... no cóż, podejrzewam, że to znajomy Justina, który szukał pracy. Może to trochę za brutalne stwierdzenie, ale DJ Freestyle Steve popisał się tylko tym, że puszczał jakieś znane kawałki, z lekka je podrasowując. Jednym słowem - bez fajerwerków. Tradycyjnie dla Timberlake'a show rozpoczął utwór Franka Sinatry "My Way".
Światła
rozbłysły i pojawił się ON.
Potem można było już tylko podziwiać niesamowitą
skalę JT, czysty wokal, zawsze trafiony w punkt, czasem wzruszający, liryczny,
czasem drapieżny, czasem energetyczny, czasem z falsetami, czasem rapujący. Nie
wspominając już o choreografiach i tanecznych zdolnościach gwiazdy wieczoru.
Oprócz piosenek z nowej płyty, można było też usłyszeć starsze hity i cover
kompozycji Michaela Jacksona. By the way wielu już mówiło, że Justin to biały
MJ. Ciekawe aranżacje songów, pokaźny zespół (prawie jak mała orkiestra),
chórki, tancerze - to wszystko stworzyło show doskonałe. Owo show właściwie
było dość proste, ale jego wykonanie było tak widowiskowe, że zbędne były tancerki
w lateksie, twerking czy latanie pod sufitem. Poza tym atmosfera 40-tysięcznej publiczności, śpiewającej razem
refreny, podnoszącej papierowe serca z napisem "We love you",
kilkuminutowe aplauzy, to coś niezapomnianego. Z kolei Timberlake szacunek do
odbiorcy pokazał, ucząc się kilku polskich słów, a kontakt z widownią złapał
inicjując śpiewanie dla jednej z fanek Happy Birthday czy założeniem na
ostatnią piosenkę szalika z biało-czerwonymi barwami. Umiejętności artysty
podkreśliły jego solówki na gitarze i pianinie, czym niewątpliwie urzekł
publiczność. Ostatecznie to właśnie widownia mnie zawiodła, nie skandując na
koniec z prośbą o bis. Wszyscy rozeszli się zaraz po zapaleniu świateł areny i
zgaśnięciu reflektorów sceny. Nieładnie.
Trochę dużo tu hejtów i krytyki. Nie myślcie, iż jestem
sceptyczna w stosunku do Justina, wręcz przeciwnie, tak zależało mi na tym
koncercie, że było mi przykro, że pozostawił ambiwalentne wrażenie. Żałuję, że na trybunach nie było słychać na
żywo tego, co znam z krążków JT. Tak naprawdę zawiedziona jestem sobą, że nie
kupiłam lepszych biletów. Bo czułam się w zasadzie jakbym oglądała Justina na
youtube, a nie live.
Co to samego występu nie mam absolutnie zarzutów, no może oprócz ilości piosenek, bo było ich zdecydowanie mniej niż na innych koncertach z trasy The 20/20 Experience. Mam nadzieję, że będzie kolejny raz i nauczona doświadczeniem, będę wiedziała jakie miejsca zakupić. Nie mniej jednak ten koncert zapamiętam chyba do końca życia.
Co to samego występu nie mam absolutnie zarzutów, no może oprócz ilości piosenek, bo było ich zdecydowanie mniej niż na innych koncertach z trasy The 20/20 Experience. Mam nadzieję, że będzie kolejny raz i nauczona doświadczeniem, będę wiedziała jakie miejsca zakupić. Nie mniej jednak ten koncert zapamiętam chyba do końca życia.
Ja miałam bilety na płytę i nie mam zupełnie inne przemyślenia. ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie koncert był genialny, dźwięk też. Wkrótce pojawi się u mnie notka o tym koncercie. ;)
songnevergrewold.blogspot.com